Persona non grata, czyli Kapuściński w Chile

kappap
Ryszard Kapuściński, fot. Maciej Bilewicz (PAP)

Ryszard Kapuściński poświęcił Ameryce Łacińskiej wiele swoich podróży i tekstów, m.in. słynną „Wojnę futbolową” (1978) i „Chrystusa z karabinem na ramieniu” (1975). Jest też w tym regionie ceniony, a nawet kochany. Dość powiedzieć, że w Chile, gdzie polscy autorzy są znani tylko przez literackich koneserów, znajdziemy sporo tłumaczeń jego książek (sprowadzanych zwykle z Hiszpanii) i spotkamy wiele osób, które nie tylko o nim słyszały, ale też go czytały. Co jednak ciekawe, w Polsce o chilijskim epizodzie cesarza reportażu nie wie się zbyt wiele, mimo że był to kraj ważny dla jego losów i dziennikarskiej drogi. Sam też Kapuściński najpewniej chętnie by o tym fragmencie swojej biografii zapomniał. Chile było pierwszym krajem, który autor „Podróży z Herodotem” odwiedził w Ameryce Łacińskiej. I jednym z niewielu, z których został praktycznie wyrzucony.

„Jesienią roku 1967 wyjechałem na pięć lat do Ameryki Łacińskiej. Moim pierwszym miastem było Santiago de Chile, dziwaczny twór architektoniczny, składający się z miniatury Manhattanu, otoczonej morzem kamieniczek w stylu przewrotnej i kapryśnej secesji hiszpańskiej, z komfortowych i ekskluzywnych dzielnic w rodzaju Los Leones, Apoquindo i Vitacury, oraz nie kończących się drewnianych, szałasowych przedmieść zwanych tutaj callampas, a zamieszkanych przez proletariat, biedotę, a także wszelkie lumpiarstwo. Miałem zawsze Chilijczyków za ludzi spokojnych, łagodnych, a nawet zniewieściałych (w mieście jest mnóstwo zakładów kosmetycznych dla mężczyzn, w których panie robią panom pedicure i malują im paznokcie), dopóki nagle, w dzień po śmierci Salvadora Allende, nie okazało się, że wiele z tych paznokci było wilczymi pazurami.

santiago-centro
Santiago w latach 60., fot. Enterreno Chile

Po przyjeździe do Santiago zgłosiłem się do biura wynajmu mieszkań, w którym otrzymałem plan miasta i odpowiedni spis adresów. Zacząłem teraz wyszukiwać wskazane mi domy i oglądać oferowane do wynajęcia mieszkania. W ten sposób odkryłem zupełnie nieznany mi świat. Właścicielkami tych mieszkań były wiekowe damy, wdowy, rozwódki, stare panny, w czepkach, w etolach i bamboszach. Po przywitaniu pokazywały nieprawdopodobnie zagracone pokoje, potem wymieniały jakąś fantastyczną sumę pieniędzy, którą należało im wpłacać jako komorne, a wreszcie podsuwały kotrakt, zawierający, poza warunkami umowy, spis rzeczy znajdujących się w mieszkaniu. Była to gruba księga, opasły tom, który w ściśle paranoicznym sensie mógł stanowić pasjonujący, psychologiczny dokument o tym, do jakiego szaleństwa może doprowadzić człowieka chciwość i żądza posiadania zupełnie niepotrzebnych rzeczy. Strona po stronie ciągnął się spis setek, a dalej już tysięcy bezsensownych drobiazgów, kotków, figurek, podstawek, makatek, obrazków, dzbaneczków, oprawek, ptaszków ze szkła, z pluszu, z mosiądzu, z filcu, z plastiku, z marmuru, z wiskozy, z kory, stearyny, satyny, lakieru, papieru, z orzechów, z wikliny, z muszelek, z fiszbinu, z entliczek-pentliczek, z bomby, trąby, hekatomby… Po latach wśród Afrykańczyków, dla których (co zdarzało się często) jedyną własnością była drewniana motyka, a jedynym pożywieniem zerwany z krzewu banan, ta absurdalna lawina rekwizytów, która zwalała się na mnie po otwarciu każdych drzwi, miażdżyła mnie i zniechęcała. Ratowałem się myślą, że jest to fałszywe wejście w tamten świat, który – tłumaczyłem sobie – musi wyglądać inaczej.

kapuscinskifoto
Ryszard Kapuściński fot. Maciej Zienkiewicz (Agencja Gazeta)

W rzeczywistości jednak mieszkania tych staruszek były tylko chorobliwie i kiczowato wynaturzoną manifestacją tego, co jest kluczem do Ameryki Łacińskiej – a jest nim powszechnie tu rządzący barok. Barok nie tylko jako styl tworzenia i myślenia, ale również jako ogólna nadmierność i eklektyzm. Wszystkiego tu dużo i wszystko przybiera postać przesadną, wszystko chce się nam narzucić, zaszokować i przytłoczyć. Jak gdybyśmy mieli słaby wzrok, słaby słuch, słaby węch i coś, co wystąpiłoby w formie umiarkowanej i skromnej, zostałoby po prostu nie zauważone. Jeżeli dżungla – to olbrzymia (Amazonia), jeżeli góry – to gigantyczne (Andy), jeżeli równina – to bezkresna (pampa), jeżeli rzeka – to największa na świecie (Amazonka). Ludzie wszelkich możliwych ras i odcieni skóry – biali, czerwoni, czarni, żółci, Metysi, Mulaci. Wszelkie kultury – indiańska, anglosaska, hiszpańska, luzytańska, francuska, hinduska, włoska i afrykańska. […] Nadmiar bogactwa i nadmiar nędzy. Przez ten świat nie można przejść ze spokojną głową i obojętnym sercem.” – tak pisał Kapuściński w „Wojnie futbolowej” o miejscu, od którego rozpoczął swoją przygodę z Ameryką Łacińską, analizując zarazem jej barokowego ducha: przesadność, przytłoczenie i kontrasty. Wymieszanie rzeczywistości i fantazji, przyziemności z mitem.

santiago60
Santiago w latach 60., fot. Enterreno Chile

Słynny reporter dotarł tutaj w listopadzie 1967 roku, w burzliwym dla regionu momencie. Miesiąc wcześniej w Boliwii rozstrzelano Che Guevarę, Brazylią od trzech lat rządziła junta wojskowa, w Argentynie po przeprowadzonym rok wcześniej zamachu stanu rządził generał Juan Carlos Onganía, odsunięty później od władzy wskutek licznych protestów. Wojskowi w Peru powoli przygotowowali się do obalenia rządów Fernanda Belaúnde Terry’ego w kolejnych miesiącach.

Chile na tle innych krajów regionu wydawało się wówczas spokojną wyspą. Kapuściński czuł się tu jednak na początku nieswojo. Głównie dlatego, że nie znał języka – dopiero zaczynał swoją naukę hiszpańskiego. Miał w planach opanować go w trzy miesiące i na efekty rzeczywiście nie trzeba było długo czekać: wkrótce bez problemu czytał prasę w tym języku i zdobywał kontakty oraz informacje wśród innych dziennikarzy. Jedną z nich był przeciek dotyczącego potencjalnego zamachu stanu, przygotowywanego przez generała Roberto Viaux. Miał on obalić chadeckie rządy prezydenta Eduardo Freia Montalvy, którego reformy socjalne zaczęły „niepokoić” przedstawicieli wojska i prawicy. Reporter przygotował szczegółowy raport na ten temat i przesłał go Polskiej Agencji Prasowej z wyraźnym zapisem: „przeznaczone TYLKO dla Biuletynu Specjalnego PAP, nie może się ukazać w prasie”.

kapu
Fragment eseju „Guevara i Allende” z „Chrystusa z karabinem na ramieniu” (mat. własne)

Jednak wbrew tym zastrzeżeniom, depesza w związku z pomyłką w centrali PAP trafiła do normalnego serwisu i stąd do mediów. Jak wspomina w książce „Kapuściński non-fiction” Artur Domosławski, 10 maja 1968 roku informację o groźbie zamachu stanu w Chile opublikowano na pierwszej stronie „Trybuny Ludu”. Na reakcję nie trzeba było długo czekać. Z powodu podania w mediach takiej informacji (spekulacji?), która bardzo mogła zaszkodzić interesom kraju, natychmiast odebrano Kapuścińskiemu akredytację dziennikarską. Został uznany za persona non grata.

Według jego wspomnień, wstawił się za nim sam Salvador Allende (wówczas marszałek senatu), który parę lat później, jako ofiara zamachu stanu przeprowadzonego przez wojskowych, miał stać się bohaterem jednego z esejów Kapuścińskiego – „Guevara i Allende”. Reporter opisał tam jego polityczną biografię oraz moment i okoliczności samobójstwa. Tymczasem jednak, w maju 1968 roku, osobiście poprosił go o pomoc. I najpewniej właśnie za wstawiennictwem polityka mógł wyjechać z Chile „dobrowolnie”, a nie został od razu wydalony. Kilka tygodni później mieszkał już w Rio de Janeiro, skąd napisał do przyjaciela: „czuję się tu dużo swobodniej niż w okrzyczanej demokracji chilijskiej, która jest kurewskim reżymem, a nie demokracją, ja Chile po prostu nienawidzę, a w Brazylii jestem zakochany” (cyt. za A. Domosławskim, „Kapuściński non-fiction”). Spędził tam kilka kolejnych miesięcy, podróżował później po kontynencie i w kolejnych latach parokrotnie wracał do Ameryki Łacińskiej. Ale już nigdy miał nie wrócić do Chile.

Skomentuj

Wprowadź swoje dane lub kliknij jedną z tych ikon, aby się zalogować:

Logo WordPress.com

Komentujesz korzystając z konta WordPress.com. Wyloguj /  Zmień )

Zdjęcie z Twittera

Komentujesz korzystając z konta Twitter. Wyloguj /  Zmień )

Zdjęcie na Facebooku

Komentujesz korzystając z konta Facebook. Wyloguj /  Zmień )

Połączenie z %s

%d blogerów lubi to: