Filmowcy z Paragwaju, których warto znać

O Paragwaju wie się w Polsce niewiele i podobnie jest z jego kinem. Z okazji premiery „Dziedziczek”, paragwajskiego kandydata do Oskara, nagrodzonego m.in. na MFF w Berlinie i San Sebastian – kilka słów o kinematografii tego kraju i jej najważniejszych postaciach.

dziedziczki2

Kino Paragwaju w XX wieku

Na początek trochę historii. Kino Paragwaju, określanego „sercem Ameryki Południowej” (el corazón de Sudamérica) narodziło się na początku XX wieku. Pierwszy zachowany do dziś film, „Los lengua, la primera tribu evangelizada del Chaco”, zrealizowano w 1917 roku, a jego autorem był szkocki misjonarz, Wilfred B. Grubb. Pierwsza produkcja nakręcona przez samych Paragwajczyków powstała w 1925 roku – jej twórcami byli Hipólito Jorge Carrón i jego dwóch bratanków: Agustín i Jorge Carrón. Nosiła tytuł „Alma paraguaya”, czyli „Paragwajska dusza”, i była zapisem pielgrzymki do miasteczka Caacupé. Kolejnym obrazem, który szczególnie zapisał się w historii, był „En el infierno del Chaco” (1935) Roque Funesa, opowiadający o Wojnie o Chaco (1932-1935), która podzieliła Paragwaj i Boliwię i była jednym z największych konfliktów na tym kontynencie w XX wieku.

Rozwój kina został przerwany w latach 40. przez wojnę domową – wielu filmowców wyjechało wówczas do Argentyny i zaczęło pracować tam. Od połowy lat 50. powstało wiele koprodukcji zrealizowanych we współpracy między tymi sąsiedzkimi państwami, m.in. „Codicia” (1954) Catrano Catrniego czy „El trueno entre las hojas” (1958) i „La burrerita de Ypacaraí” (1961) w reżyserii Armando Bó. W samym zaś Paragwaju kinematografia przeżywała wówczas kryzys w związku z rządami Alfreda Stroessnera, wprowadzonymi zamachem stanu w 1954 roku. Trwająca 45 lat dyktatura była najdłuższą w Ameryce Południowej i skutecznie wyizolowała kraj, a same filmy sprowadziła do propagandowych celów. Po nadejściu demokracji w 1989 roku kino długo nie mogło złapać oddechu i zaczęło się odradzać dopiero na początku XXI wieku. Oto kilku najciekawszych autorów z Paragwaju, dzięki którym to odrodzenie stało się możliwe:

Paz Encina

Można ją określić „matką-założycielką” współczesnego paragwajskiego kina. Urodziła się w 1971 roku w Asunción, gdzie studiowała komunikację na Universidad Nacional. Studia z reżyserii ukończyła w Buenos Aires. W 2006 roku nakręciła pierwszy od niemal trzydziestu lat pełnometrażowy paragwajski film. „Hamaca Paraguaya” trafiła na wiele międzynarodowych festiwali, m.in. do Cannes (gdzie otrzymała nagrodę FIPRESCI), Göteborga i Toronto; w Polsce była prezentowana na MFF Nowe Horyzonty. Scenariusz został napisany w języku guarani, drugim oficjalnym obok hiszpańskiego. Składa się jednak z niewielu dialogów – w tym statycznym filmie dominują powolne ujęcia, wypełnione dusznym powietrzem i ciszą, przerywaną odgłosami szczekającego psa. Akcja rozgrywa się w ciągu jednego czerwcowego dnia 1935 roku, w środku lasu tropikalnego. To jeden z ostatnich dni Wojny o Chaco – wojny, na którą wyruszył syn głównych bohaterów, pary staruszków, oczekujących jego powrotu. Właśnie to oczekiwanie i zawieszenie w bezruchu składają się na główny temat obrazu Enciny, która trudną przeszłość ojczyzny uczyniła kluczowym tematem również kolejnych filmów: kilku krótkich metraży oraz drugiego pełnometrażowego projektu, „Ejercicios de Memoria” (2016). W tym melancholijnym dokumencie powróciła do czasów dyktatury Stroessnera, opowiadając o jego przeciwniku politycznym, Agustínie Goiburú. Opowieść utkała ze wspomnień trojga dzieci Goiburú: Rogelio, Jazmína i Rolanda.

hamaca
Bezczas i oczekiwanie w Hamaca Paraguaya

Arami Ullón

Kolejna paragwajska reżyserka, której twórczość warto śledzić. Urodziła się w 1978 roku w Asunción, a w wieku 16 lat przeprowadziła się do Szwajcarii. Zrealizowała tam kilka filmów krótkometrażowych i pracowała przy spektaklach teatralnych i jako asystentka produkcji. W 2013 roku, gdy dowiedziała się o chorobie matki, wróciła do ojczyzny, gdzie zaczęła pracę nad pełnometrażowym dokumentem. Tak powstało przejmujące „El tiempo nublado”(2014), opowiadające o zapadającej się w chorobę Parkinsona matce, dla której reżyserka zostawia swoje życie w Europie i którą zaczyna się opiekować. Ten intymny dokument nakręcony na podstawie ich ponownego spotkania i zrodzonych z niego emocji był pierwszym w historii kandydatem Paragwaju do Oskara dla najlepszego filmu nieanglojęzycznego. Trafił też na wiele międzynarodowych festiwali i zdobył kilka prestiżowych nagród, m.in. na święcie kina dokumentalnego Visions du Réel w Nyonie.

Renate Costa 

Kolejnym filmowcem z Paragwaju, którego chciałabym Wam polecić, jest znów kobieta. Costa urodziła się w 1981 roku w Asunción i ukończyła reżyserię i produkcję w Instituto Profesional de Artes y Ciencias de la Comunicación del Paraguay, a ponadto reżyserię dokumentalną w szkole filmowej na Kubie oraz dokument kreatywny na Uniwersytecie Popeu Fabra w Barcelonie. Ma na swoim koncie kilka krótkich metraży, współpracę jako asystentka produkcji przy „Hamaca Paraguaya” oraz produkcję „Cándido López, los campos de batalla” (2005) José Luisa Garcii, wyróżnionego m.in. Nagrodą Publiczności na festiwalu BAFICI.

cuchilo
Opowieść o nieznanych obliczach dykatury w Cuchillo de Palo

W 2010 roku wyreżyserowała przejmujący dokument, który światową premierę miał na Berlinale, a potem trafił na wiele prestiżowych festiwali, m.in. na BAFICI i do Cannes. „Cuchillo de Palo” to oskarżycielska wobec konserwatywnej dyktatury Stroessnera opowieść o Rudolfie – jednym z wujków reżyserki. Gdy zaczęła ona badać wnikliwiej historię jego życia, odkryła, że w latach 80. był jedną z ofiar tzw. listy „108” stworzonej za czasów reżimu – dotyczyła ona homoseksualistów, którzy jako „wrogowie systemu” stworzonego przez Stroessnera (ukrywającego przed światem, że sam był gejem) byli zamykani w więzieniach i poddawani brutalnym torturom. Przyglądając się tragicznej biografii wujka Rudolfa, Costa wyciąga na powierzchnię bolesne, wciąż nieprzepracowane tematy z niedawnej przeszłości Paragwaju.

Pablo Lamar

Urodzony w 1984 roku w Asunción Lamar jest przedstawicielem młodszego pokolenia paragwajskich twórców, którzy powoli podbijają świat. To stwierdzenie nie jest w jego przypadku przesadą – jeszcze podczas studiów reżyserskich w Buenos Aires zrealizował dwa krótkie metraże: nakręcony w guarani „Ahendu nde sapukai” (2008) i „Noche adentro” (2009), które były prezentowane w cyklu Tygodnia Krytyki na Festiwalu w Cannes. W międzyczasie założył też firmę producencką Entre Films w Brazylii. Jego zrealizowany parę lat później pełnometrażowy debiut, „La última tierra” (2016), trafił m.in. na festiwal w Cartagenie de Indias i Turynie, a wcześniej światową premierę miał na MFF w Rotterdamie, gdzie zdobył statuetkę Hivos Tiger za wybitne osiągnięcie artystyczne. Ten poetycki film to intymne spotkanie sam na sam ze śmiercią. Bohaterem jest starszy mężczyzna, który opiekuje się swoją umierającą żoną – towarzyszy jej w ostatnich chwilach i przygotowuje ją do odejścia. Towarzyszy im tylko dzika przyroda, będąca cichym świadkiem ich pożegnania.

ultima tierra
Spotkanie ze śmiercią wśród dzikiej przyrody w Ultima Tierra

Marcelo Martinessi

Na koniec zostawiłam twórcę, którego film stał się pretekstem do napisania tego tekstu. Marcelo Martinessi to reżyser wspaniałych „Dziedziczek”, nagrodzonych w tym roku na wielu festiwalach, m.in. MFF w Berlinie. Wyjechały stamtąd ze statuetką Srebrnego Niedźwiedzia dla najlepszej aktorki, Any Brun, nagrodą im. Alfreda Bauera i wyróżnieniem FIPRESCI. Choć wydaje się, że o reżyserze zrobiło się głośno dopiero w tym roku, to tak naprawdę zaczął zdobywać uznanie już za sprawą pierwszych krótkometrażowych projektów. Urodził się w 1973 roku w Asunción i studiował komunikację w stolicy, a następnie reżyserię w Nowym Jorku, Londynie i Madrycie. W 2009 roku, za sprawą funduszu National Geographic, nakręcił 19-minutowe „Karai Norte”, opowieść z czasów wojny domowej, która trafiła m.in. na Berlinale i festiwal w Guadalajarze. Jeden z jego kolejnych shortów, „La Voz Perdida” (2016), w którym opowiedział o brutalnej pacyfikacji protestów w 2012 roku, zdobył z kolei Premio Orizzonti – najważniejszą możliwą nagrodę dla filmu krótkometrażowego na weneckim festiwalu.

Po tym festiwalowym preludium, liczne wyróżnienia dla Dziedziczek [moja recenzja tutaj] wydają się tym bardziej zrozumiałą kontynuacją uznania dla talentu paragwajskiego autora. Ten kameralny i subtelny dramat o parze kobiet, które pozbywają się rodzinnego majątku, aby wyjść z długów, stanowi kolejny znak tego, że Martinessi jest jednym z tych południowo-amerykańskich filmowców, którym warto się przyglądać. I tego, że kino z samego serca tego kontynentu rośnie w siłę i być może wkrótce znów rozbłyśnie kolejnym ważnym talentem.

Skomentuj

Wprowadź swoje dane lub kliknij jedną z tych ikon, aby się zalogować:

Logo WordPress.com

Komentujesz korzystając z konta WordPress.com. Wyloguj /  Zmień )

Zdjęcie z Twittera

Komentujesz korzystając z konta Twitter. Wyloguj /  Zmień )

Zdjęcie na Facebooku

Komentujesz korzystając z konta Facebook. Wyloguj /  Zmień )

Połączenie z %s

%d blogerów lubi to: