Kuchnia i tradycje: Boże Narodzenie w Ameryce Południowej

Właśnie dobiegły końca moje kolejne święta, których nie spędziłam w Polsce. W ciągu ostatnich kilku lat wypadło mi świętować je w Azji (na południu Tajlandii) i w Ameryce Południowej – raz w Argentynie i cztery razy w Chile. Im dłużej obchodzę Boże Narodzenie za granicą, tym bardziej doceniam to, jak dużo serca wkłada się w przygotowania do świąt w naszym kraju, jak wiele mają one tradycji oraz smaków i jak bardzo nastrojowy i wyjątkowy może być to czas. Z drugiej strony, w wielu innych miejscach na świecie – w tym również w Chile – podchodzi się do tych dni bardziej „na luzie”, co też ma swoje plusy. Etykieta dotycząca m.in. rytuałów i potraw nie jest tak sztywna, a święta mają być po prostu miło spędzonym czasem z bliskimi.

Mieszkając od kilku lat za granicą przyzwyczaiłam się już trochę do tego, że w te świąteczne dni może być inaczej, a inaczej nie znaczy „gorzej”. Tych różnic jest sporo i postanowiłam o nich napisać. Z okazji mijających świąt przygotowałam trochę ciekawostek na temat tego, jak spędza się Navidad, czyli Boże Narodzenie w różnych krajach Ameryki Południowej – przede wszystkim w Chile, w którym mieszkam i którego tradycje podglądam na co dzień.

palmeraluces

„I’m dreaming of a white Christmas” albo raczej: „uff, jak gorąco!”

W większości krajów Ameryki Południowej końcówka grudnia oznacza początek upalnego lata, a nie mroźnej zimy. Śnieg (sztuczny) znajdziemy więc tylko na świątecznych dekoracjach zdobiących domy, sklepy czy supermarkety, a temperatura sięga często trzydziestu lub nawet trzydziestu kilku stopni. Tak było np. teraz w Santiago, gdzie w ostatnie wigilijne popołudnie słupek rtęci wskazywał 34-35 stopni – temperaturę egzotyczną, jeśli spojrzymy na grudniowe święta z polskiej, zimowej perspektywy. Choć już od listopada wszędzie wiszą tu świąteczne dekoracje, a w radiu lecą typowe dla tego czasu szlagiery – z „Jingle Bells” i „White Christmas” na czele – to bardzo trudno w Chile o zimową, nastrojową atmosferę. Za oknem zamiast prószącego śniegu widać słońce i niebieskie niebo, a na ulicach – przechodniów w krótkich spodenkach, japonkach i sukienkach. Tylko Święty Mikołaj po staremu ma białą brodę, wielką czapę, czerwony kożuch i wysokie zimowe buty, w których – tak sobie myślę – musi być mu pod tym chilijskim słońcem strasznie gorąco.

Jedno jest pewne: z powodu upalnego klimatu spędza się te dni w inny sposób niż w Polsce. W bardziej wyluzowanym, niekoniecznie świątecznym nastroju. Często nie za suto zastawionym stołem, tylko na świeżym powietrzu. Nie zawsze z rodziną, a często z przyjaciółmi. Nie obok udekorowanej odświętnie choinki, tylko pod palmami. Zamiast rozgrzewającej herbaty z cytryną i kompotu z suszu popija się lemionadę lub chłodzone wino, a kolacją wigilijną nierzadko jest po prostu grill w ogrodzie bądź piknik przy basenie. Wiele osób korzysta z wolnych dni, żeby zrobić sobie mały urlop i wybiera się w tym czasie na plażę, uciekając od miejskich upałów. Cóż, taki mamy tu klimat – nieco egzotyczny i bardziej wakacyjny.

navidadsantiago
Choinka na Plaza de Armas, w sercu najstarszej części Santiago. Fot. materiały własne

Na potrzeby tego posta podpytałam znajomych z innych krajów Ameryki Południowej o ich święta i choć w ich odpowiedziach zauważyłam pewne różnice, to wychwyciłam sporo elementów wspólnych dla tradycji tego kontynentu. Przede wszystkim: świętuje się tylko w wigilijny wieczór, określany w większości państw mianem Nochebuena, oraz 25 grudnia. 26 grudnia zwykle wszyscy wracają już do pracy. Podczas Wigilii nie ma zakazu dotyczącego mięsa, które często króluje na świątecznych stołach zamiast ryby. Najpopularniejszym daniem w większości państw jest niewątpliwie drób – najczęściej indyk lub kurczak. Do świątecznego menu podchodzi się też mniej rygorystycznie niż w Polsce – często na Boże Narodzenie jada się niemal to samo, co na co dzień. Nie ma też wyznaczonej liczby potraw, które należy przygotować, choć podobnie jak u nas je się dużo. Wreszcie – zarówno w Wigilię, jak i 25 grudnia chętnie pije się alkohol, co więcej – niektóre kraje mają swoje specjalne trunki na tę okazję.

Smaki świąt w Ameryce Południowej

Jak smakują święta w Argentynie? Mój znajomy z Buenos Aires przyznał, że w wigilijny wieczór urządza z rodziną parillę, czyli grilla, podczas którego króluje uwielbiana przez Argentyńczyków wołowina. Do tego podaje się obowiązkową butelkę Malbeca, trochę warzyw i empanady. Z kolei w sąsiednim, znacznie bardziej laickim Urugwaju, Boże Narodzenie nie jest traktowane jako święto – 25 grudnia określa się „Dniem Rodziny” i zgodnie z nazwą spędza się ten dzień po prostu z bliskimi, a 24 grudnia urządza się elegancką kolację, na której króluje mięso (najczęściej kurczak, indyk lub wołowina), a nierzadko – jedzie się na wybrzeże i korzystając z wysokich temperatur spędza czas na plaży.

latinamerica
Fot. volontariadoenamericalatina.com

Z kolei mój kolega z Peru przyznał, że w jego kraju poza choinkami (lub zamiast nich) stawia się w domach własne wersje betlejemskiej stajenki. W wigilijny wieczór, ok. 22.00, wiele rodzin idzie do kościoła na tzw. Misa de Gallo, czyli „kogucią mszę”, która jest odpowiednikiem naszej pasterki. Gdy zaś nadejdzie północ, Peruwiańczy biorą do ręki kieliszki i wznoszą toast szampanem lub cydrem, składając sobie życzenia. W tym samym czasie jeden z członków rodziny umieszcza figurkę Jezusa w domowej stajence. Podczas wigilijnej wieczerzy króluje zaś przede wszystkim pieczony indyk z musem jabłkowym, a także gorąca czekolada, którą popija się panetone (ciasto podobne do naszej babki) lub jabłkowy pudding.

Jak zaś świętuje się te dni w największym kraju kontynentu, Brazylii? Jak powiedziała mi znajoma z Campinas, jednym ze świątecznych zwyczajów jest obowiązkowa „trzynastka”, czyli dodatkowa pensja na okoliczność świątecznych wydatków. Podobnie jak m.in. w Chile i Wenezueli popularny jest też amigo secreto, od którego dostajemy prezent na święta w pracy czy szkole. Jeśli zaś chodzi o kulinarne zwyczaje, to podczas wigilijnej kolacji często serwuje się tradycyjne narodowe potrawy, m.in. popularną feijoadę (coś na kszałt gulaszu z czarnej fasoli, mięsa i ryżu). Na wielu stołach nie może też zabraknąć suszonej, odpowiednio przyprawionej ryby. Najpopularniejszym daniem jest jednak pieczony indyk podawany w towarzystwie rabanady – namoczonego w jajku smażonego chleba.

Penedo
Wejście do „Małej Finlandii”, czyli skrawka Laponii w Brazylii. Fot. Rio Times

Pisząc o brazylijskich zwyczajach muszę też wspomnieć o miasteczku Penedo, położonym w górskich partiach stanu Rio de Janeiro, ok. 170 km od Miasta Boga. Boże Narodzenie smakuje j wygląda tu prawie jak w… Laponii. Penedo zostało założone w latach 20. XX wieku i zasiedla je największa społeczność fińska w Ameryce Południowej. Imigranci ze Skandynawii odtworzyli tu atmosferę rodzinnego kraju, łącznie z domkiem Św. Mikołaja, którego można odwiedzić przez cały rok (!) w tzw. Małej Finlandii, czyli zakątku pełnym tradycyjnych fińskich domków. Przez cały rok można też w Penedo zwiedzać fabrykę czekolady, wejść do fińskiej sauny i zjeść tradycyjną potrawę z pstrąga.

Innym miejscem w Ameryce Południowej, gdzie poczujemy świąteczną atmosferę, jest pełen bożonarodzeniowych tradycji Ekwador. Symboliczny początek obchodów wypada w tym kraju już 16 grudnia, w dzień tzw. Noveny, czyli na dziewięć dni przed narodzinami Chrystusa. Oznacza to początek okresu przygotowań do tego dnia, które celebruje się m.in. śpiewaniem kolęd. Od połowy grudnia aż do Wigilii ulicami ekwadorskich miast i miasteczek (szczególnie w części andyjskiej kraju) przechodzą kolorowe i śpiewne procesje znane jako pases del Niño Viajero, których członkowie niosą figurki Jezusa, Matki Boskiej i Józefa, co ma odzwierciedlać pielgrzymkę świętej rodziny do Betlejem. To tylko niektóre ze świątecznych tradycji kultywowanych w Ekwadorze, a jeśli chodzi o bożonarodzeniowe dania, to 24 grudnia na wigilijnym stole najczęściej spróbujemy tam pieczonego indyka lub kurczaka pieczonego w czosnku i piwie (hornado de chancho). Do tego zwykle podaje się ziemniaki lub ryż, często tzw. świąteczny ryż, który jest bardziej słodki od normalnego. Tradycyjnie na święta pije się canelazo – rozgrzewający likier przyrządzany na bazie cynamonu, cukru, wody i aguardiente, czyli czystego, ok. 50%-procentowego alkoholu przypominającego wódkę.

ninoviajero
Jedna z przedświątecznych procesji w Cuence, Ekwador. Fot. z oficjalnej strony władz miasta.

Z kolei od poznanych Wenezuelczyków wiem, że w ich ojczyźnie na rodzinnych stołach króluje w święta hallaca – mięso gotowane z dodatkiem sera, oliwek, kaparów bądź rodzynek, owijane ciastem kukurydzianym, a następnie liściem bananowca. W żołądku należy też jeszcze znaleźć miejsce na indyka, szynkę i ensalada de gallina, która swojsko przypomina sałatkę jarzynową z dodatkiem kurczaka. Tradycyjną potrawą, której nie może zabraknąć na święta, jest też tzw. pan de jamón, czyli roladki z szynki z rodzynkami i zielonymi oliwkami. Z kolei najbardziej tradycyjnym świątecznym napojem jest ponche crema, czyli kremowy poncz, który przygotowuje się na bazie rumu, jajek, mleka i cynamonu. Podaje się go zwykle jako aperitif lub do wigilijnego deseru, którym jest najczęściej la torta negra, czyli ciasto z ciemnej czekolady.

Również w Chile jednym z najbardziej charakterystycznych smaków świąt jest likier, przypominający kremowy poncz i podobny w swoim smaku do Baileysa. Widoczny jest na moim zdjęciu, które załączam tu poniżej. Trunek nazywa się cola de mono (czyli małpi ogon) i przygotowuje się go z kawy i mleka z dodatkiem przypraw (goździków, cynamonu, wanilii), na bazie wspomnianego wcześniej aguardiente. Całość smakuje wybornie, najlepiej oczywiście w wersji domowej, ale dla leniwych istnieje wersja coli de mono w butelkach, które w okresie świątecznym i noworocznym dostaniemy w supermarketach.

colademono1

Co jeszcze ląduje na wigilijnych stołach Chilijczyków? Najbardziej świątecznym daniem jest pieczony indyk, serwowany najczęściej w towarzystwie ziemniaków i sałatki. W wielu rodzinach urządza się też w ten wieczór asado, czyli grilla, który zgodnie z chilijskimi upodobaniami jest zwykle dość obfity i nierzadko trwa do rana. Typowym smakiem, który znajdziemy na święta tylko w Chile, jest pan de pascua, czyli ciasto przypominające nieco nasz piernik, robione na bazie słodkiej masy, miodu, imbiru i rodzynek, do których często dodaje się migdały lub orzechy. Pascua, czyli Wielkanoc w nazwie, bierze się stąd, że właśnie tak (mianem „fiestas Pasquas”) tradycyjnie określa się w Chile Boże Narodzenie. Jest to zresztą jedyny kraj na całym kontynencie, gdzie na Św. Mikołaja mówi sie „Viejito Pasquero” – w pozostałych częściach Ameryki Południowej określa się go mianem Papá Noel (Argentyna, Boliwia, Kolumbia, Ekwador, Urugwaj), Papai Noel (w Brazylii) czy San Nicolás (w Wenezueli).

Skomentuj

Wprowadź swoje dane lub kliknij jedną z tych ikon, aby się zalogować:

Logo WordPress.com

Komentujesz korzystając z konta WordPress.com. Wyloguj /  Zmień )

Zdjęcie z Twittera

Komentujesz korzystając z konta Twitter. Wyloguj /  Zmień )

Zdjęcie na Facebooku

Komentujesz korzystając z konta Facebook. Wyloguj /  Zmień )

Połączenie z %s

%d blogerów lubi to: