Peru – kulinarny skarb Ameryki Południowej

To miasto albo się kocha, albo nienawidzi – tak wielu odpowiadało, gdy pytałam o wrażenia z Limy, przygotowując się do pierwszej wizyty w peruwiańskiej stolicy, od której planowałam zacząć podróż po tym kraju. Gdy wreszcie sama mam okazję się z nią zapoznać, szybko pojmuję, czemu tak trudno zachować obojętność.

lima_5
Okolice Plaza de Armas w Limie, fot. MB

Głośna i chaotyczna Lima naszpikowana jest kontrastami, nie daje się łatwo oswoić. Leży na pustynnym wybrzeżu, pomiędzy burzliwym Pacyfikiem i pasmem surowej andyjskiej kordyliery. Powietrze jest nasiąknięte wilgocią, a przez większość roku ledwo widać słońce, bo miasto spowija garúa – zimna i gęsta mgła, nadająca niebu przygnębiającą fakturę szarości. Według jednej z lokalnych legend, unosi się ona nad Limą z powodu klątwy rzuconej przez bóstwa na Hiszpanów. Karą za ich podboje miało być to, że nigdy nie ujrzą tu słońca. W rzeczywistości źródło wszechobecnej garúi jest jednak bardziej prozaiczne: zbiera się nad miastem za sprawą Prądu Humboldta – chłodnego prądu powietrza, który napływa znad Pacyfiku i zbiera nad miastem, nie mogąc przedrzeć się przez barierę, jaką stanowią dla niego Andy.

Czytaj dalej „Peru – kulinarny skarb Ameryki Południowej”

Kuchnia i tradycje: Boże Narodzenie w Ameryce Południowej

Właśnie dobiegły końca moje kolejne święta, których nie spędziłam w Polsce. W ciągu ostatnich kilku lat wypadło mi świętować je w Azji (na południu Tajlandii) i w Ameryce Południowej – raz w Argentynie i cztery razy w Chile. Im dłużej obchodzę Boże Narodzenie za granicą, tym bardziej doceniam to, jak dużo serca wkłada się w przygotowania do świąt w naszym kraju, jak wiele mają one tradycji oraz smaków i jak bardzo nastrojowy i wyjątkowy może być to czas. Z drugiej strony, w wielu innych miejscach na świecie – w tym również w Chile – podchodzi się do tych dni bardziej „na luzie”, co też ma swoje plusy. Etykieta dotycząca m.in. rytuałów i potraw nie jest tak sztywna, a święta mają być po prostu miło spędzonym czasem z bliskimi.

Mieszkając od kilku lat za granicą przyzwyczaiłam się już trochę do tego, że w te świąteczne dni może być inaczej, a inaczej nie znaczy „gorzej”. Tych różnic jest sporo i postanowiłam o nich napisać. Z okazji mijających świąt przygotowałam trochę ciekawostek na temat tego, jak spędza się Navidad, czyli Boże Narodzenie w różnych krajach Ameryki Południowej – przede wszystkim w Chile, w którym mieszkam i którego tradycje podglądam na co dzień.

palmeraluces

Czytaj dalej „Kuchnia i tradycje: Boże Narodzenie w Ameryce Południowej”

Dzikość serca. Clarice Lispector

Moser-The-True-Glamour-of-Clarice-Lispector
Clarice Lispector, zdjęcie z rodzinnych archiwów za „New Yorkerem”

Określano ją „czarownicą” brazylijskiej literatury, „świętym potworem”. Mówiono, że pisze jak Virginia Woolf i wygląda jak Marlena Dietrich. Długo traktowano ją w Brazylii jak obcą i również sama się tak czuła, mimo że wychowywała się w tym kraju, odkąd była roczną dziewczynką. Dotarła tu, uciekając z zupełnie innego świata, o którym niewiele się wiedziało w jej nowej, rozgrzanej słońcem ojczyźnie.

Clarice Lispector (jej imię oryginalnie brzmiało Chaja) urodziła się 10 grudnia 1920 roku w żydowskiej rodzinie, w wiosce Czeczelnik na Podolu, nad rzeką Sawranka. Jej rodzina uciekła z nią stamtąd przed pogromami podczas wojny radziecko-ukraińskiej. W 1922 roku udało im się wsiąść na statek w Hamburgu i po miesiącach rejsu dotarli do dalekiego, brazylijskiego brzegu. Odtąd życie przyszłej autorki było wieczną tułaczką, o czym napisała m.in. w autobiograficznej powieści „Na wygnaniu” („No exílio”), wydanej w 1948 roku. Dzieciństwo spędziła najpierw w Maceió, potem większym Recife. Północne, tropikalne wybrzeże Brazylii stanowiło świat, w którym wszystko dla żydowskiej rodziny ze wschodniej Europy było egzotyczne i nowe. Nowe stały się też imiona: ojciec, który nazywał się Pinkas, zmienił imię na Pedro, matka Mania – na Marieta, siostra Leja w Brazylii stała się Elisą.

Czytaj dalej „Dzikość serca. Clarice Lispector”

5 chilijskich reżyserek, które warto znać

Chilijskie kino, trafiające na festiwale i często lądujące w kinowym obiegu, jest całkiem dobrze znane w Polsce. Takie postaci, jak nagrodzony Oscarem Sebastián Lelio, wyróżniony na Berlinale i w Cannes Pablo Larraín czy doceniony na festiwalu Sundance Sebastián Silva bywają rozpoznawalne wśród polskich kinomanów, a większość ich produkcji jest lub była u nas dostępna podczas festiwali, przeglądów, tradycyjnej dystrybucji, w telewizji czy na DVD. O samym kinie chilijskim pisałam już co nieco dla różnych tytułów prasowych i internetowych – wkrótce przygotuję zestaw kilku esejów lub recenzji również tutaj, na moim blogu.

losperros
Antonia Zegers i Alfredo Castro w „Psach” („Los perros”) Marceli Said

Podobnie jak w innych krajach, również w Chile przemysł filmowy jest zdominowany przez mężczyzn i trudno kobietom przez ten szklany sufit się przebić. Przykład? Zaledwie 10 z 46 chilijskich filmów, które w zeszłym (2017) roku trafiły do kin było nakręconych przez kobiety. Liczne są też przypadki mobbingu w branży filmowej, niektóre z nich wyszły na jaw przy okazji akcji #metoo. Jedną z najgłośniejszych tego typu spraw jest ta, której bohaterem stał się Nicolás López. Reżysera chilijsko-amerykańskiej koprodukcji „Aftershock” (2012) oraz wielu komedii (m.in. bijącej rekordy box-office „Bez filtra”) oskarżono w czerwcu tego roku o molestowanie seksualne. Na przestrzeni paru tygodni zebrało się kilkanaście kobiet, które zaczęły zeznawać przeciwko niemu. Proces w tej sprawie nadal trwa.

W proponowanym zestawieniu postanowiłam przyjrzeć się więc tym często tłumionym lub po prostu gorzej słyszalnym głosom – twórczości chilijskich reżyserek-kobiet. Selekcja nie była łatwa, bo godnych uwagi talentów jest naprawdę sporo, ale postanowiłam wybrać te autorki, które mają na koncie co najmniej dwa-trzy filmy pełnometrażowe.

Czytaj dalej „5 chilijskich reżyserek, które warto znać”